niedziela, 12 października 2014

Rozdział 1

Podjechałam pod swój rodzinny dom. Z zewnątrz taki sam. Moja mama wreszcie wróciła do normalnego stanu. Nie piła, nie paliła - zrobiła to dla mnie i dla taty. Wiedziała, że nie chciałby tego. Miałam jeszcze klucze więc nie dzwoniłam dzwonkiem. W korytarzu było ciemno...
- Majuś to ty? - usłyszałam z kuchni.
-Mama!!! - krzyknęłam jak sześciolatka, która wróciła ze szkoły. Ale nie można się dziwić w końcu nie widziałam jej 3 lata. Weszłam do kuchni wewnątrz też nic się nie zmieniło. Mama wyglądała dużo lepiej niż przed moim wyjazdem. Byłam z niej dumna.
- Maja nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę.
- Ja też się cieszę mamuś.
- Co Cię tu sprowadza?
- Chciałam wrócić do rodzinnego miasta...
- Nie wmówisz mi, że Miami było Ci źle.
-Skąd wiesz?
-Michał... Często tu wpada pomógł mi... Mówił, że utrzymujecie kontakt.
-Ale to kabel - stwierdziłam w trzech słowach.
-Powiedział też, że nie utrzymujesz kontaktu z Mariuszem...
-Nie chce o tym mówić...
-Niech Ci będzie. Pewnie jesteś zmęczona podróżą...
-Może trochę...
-Wszystko jest tam gdzie zawsze ;)
-Dziękuję. -Ucałowałam mamę w policzek i poszłam do mojego pokoju.
Nic a nic się nie zmienił. Wielkie łóżko w którym co wieczór leżałam z Szamponem wspominając każdy dzień naszej przyjaźni. Nad łóżkiem wisiał wielki kolaż ze zdjęciami moich głupków. Na każdym ognisku, każdy dzień. Zawsze mieliśmy ze sobą aparat. Na wspomnienia popłynęła mi jedna łza. Te czasu już odeszły, nie wrócą. Poszłam do łazienki, wykonałam wieczorną toaletę i poszłam spać. Obudziły mnie promienie słońca wpadające do mojego pokoju. Mimowolnie podniosłam się z łóżka wykonałam wszystkie potrzebne czynności i zeszłam do kuchni. Na stole zobaczyłam karteczkę.

,,Majuś poszłam do pracy wrócę po 19, obiad jest w lodówce. Myślę, że musisz powiedzieć Miśkowi, że przyjechałaś. Kocham Cię Mama,,

No tak mama zawsze musi dorzucić swoje cztery grosze. Zjadłam śniadanie i ruszyłam na ruchliwe ulice Bełchatowa. Wszystko wydawało się takie samo. Jedno się zmieniło. Nie przemierzałam ulic Bełchatowa z olbrzymami obok. Mijały mnie pojedyńcze osoby, które znałam ze sztabu Skrzatów. Tyle, że oni już mnie nie pamiętali. Miałam ochotę pójść na halę ale wiedziałam, że byłby tam też Mario. A jak na razie nie chciałam go widzieć. Najpierw muszę spotkać się z Miśkiem.  Jednak nogi same zaprowadziły mnie pod halę. Ona również się nie zmieniła. Spojrzałam na zegarek 11:23 na sto procent mają trening. Nie wiedząc czemu weszłam na halę. Nie spotkałąm nikogo po drodze. Weszłam na trybuny w miejscę, w którym myślałam, że będę najmniej widoczna. Czy tak było? zaraz się przekonamy. Chłopaki mieli właśnie rozgrzewkę. Dostrzegłam Miśka, Szampona i Karola. Nic a nic się nie zmienili. Tak bardzo mi ich brakowało. Karol właśnie odbijał piłkę, która powędrowała w częśc boiska z której byłam widoczna. Niechętnie po nią poszedł. Wziął piłkę wyprostował się i krzyknął na całą Energię
-Majaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
Chciałam się rozpłynąć ale nie wiedziałam jak. Po chwili Mariusz stał przy mnie i ściskał mocno. Takiej reakcji się nie spodziewałąm.
-Majuś - szepnął mi do ucha - nawet nie wiesz jak się cieszę, zawsze chciałem do Ciebie zadzwonić ale nie miałem odwagi.
-Mariusz, tęskniłam - dwa słowa a już się rozumieliśmy. Zrozumiałam, że wielkim błędem była myśl by tu nie iść. Mogłam zostać w ramionach Mario już na zawsze no ale zasze pojawi się ktoś kto nam przerwie.
-Majaaaaa - wyrwał mnie z ramion Mariusza i obkręcił wokół własnej osi.
-Karol!
-Tęskniłem!
-To czemu się nie odzywałeś?
-Myślałem, że tak będzie lepiej zawaliłem wtedy gdy Twój tata umarł. Powinienem być wtedy przy tobie a ja byłem na drugim końcu Polski.
-Nic się nie stało!
-Wybaczysz mi?
-Jeszcze się pytasz!
-Maja? - usłyszałam.
Momentalnie się odwróciłam ujrzałam moje ukochane oczy. Te które hipnotyzowały tysiące kobiet, Mojego przyjaciela.
-Misiek!
-Czemu nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz?
-A co nie cieszysz się?- zapytałam smutno.
-Ja miałbym się nie cieszyć? Ile razy chciałem wsiadać w samolot do Miami.
-Czekaj niech policzę... 1,2,3,4,5,6, hm... Tak z 30 xD
- No i ty się mnie jeszcze pytasz - pokręcił z uśmiechem głową.
-Głupek!
-Debil!
-No moja rodzina! - krzyknął Wlazły a my sę z nim zgodziliśmy.
-Brakowało mi was... - powiedziałam
-Nam Ciebie też. Wreszcie czuję, że jesteśmy w komplecie!
-Bo tak jest!
-No to ba!
-Musimy to uczcić, jakieś piwko? - zapytał Karol.
-Hmmmm zmykać mi na trening ja w tym czasie pomyślę ;)
-Tak jest kapitanie! - odkrzyknęli
-Kocham was!
-My Ciebie też!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz